Przez epokę niejedną, przez wieki i lata
Wszystko dąży do ciepłu, by mróz nie był tam,
Wiec dlaczegoż ten ptak wciąż na północ ucirka
Jeśli - wciąż, na południe - podoba się wam?
Sława im nic intrzebna - mc więcej,
Pod skrzydłami zostanie gdzieś lód -
I odnajdą swe szczęście ptaszęce
Za bezmiarem przestrzeni i wód!
Cóż więc nam się nie żyło, dlaczego nie spało?
Co nas gna, by się wznieść na szczyt fali i raf?
Blaski zorzy - to cud, jeszcze go nie widziałem,
Rzadko zorza ta lśni, więc szczęśliwy to traf!
Cicho tak... Loty mew - jak zygzaki,
W rękach pustka - jedyny nasz dar.
A za ciszę nas czeka dar jaki?
- To radosny śpiew ptaków i gwar!
Białe nawet mam sny, nie ma innych odcieni -
Długo rządzi tu biel, tylko śnieg wokół nas,
Nie widzimy już nic - bielą tą oślepieni,
Ziemia - czarny - zbawienny założy nam pas.
Gdy milczenie odpuścić nam raczy,
A bezsilność ustąpi jak cień,
Nam nagrodą za noce rozpaczy
Będzie wieczny polarny dzień!
Północ, wolność, nadzieja, gdzież kraju granice?
Śnieg bez brudów - i kłamstwa nie słychać z tych stron.
Nie wy dziobią złe wrony, oszczędzą źrenice,
Ale tylko dlatego, że nie ma tu wron.
Tego, co w złe przeczucia nie wierzył,
A zmęczony na śnieg się nie kładł -
Za samotność nagrodzić należy -
Na spotkanie ktoś wyjdzie na ślad!
|