Biegnę, depczę, wznoszę kurz,
Tu bieżnią - czarny żużel,
Mnie jeść ni pić nie można tuż,
I oczu w noc nie zmrużę.
A mnie tak chciałoby się iść,
Z Timoszką spacerować,
Lecz nie, bo znowu biegnę dziś
Po torze swym żużlowym.
A Gwinejczyk Sem Brook
Już pokonał pierwszy łuk,
A tu wczoraj wszyscy w krąg
Wychwalali: “Sem - druh!
Sem - nasz gwinejski druh”.
Druh Gwinejczyk biegnie sam,
Już skrył się za wirażem.
Na drugi dech nadzieję mam,
Och, jeszcze mu pokażę!
Kiedy przyjdzie trzeci dech,
A za nim - będzie czwarty,
Gwinejczyk się nadrywa niech,
Dogonię, bom uparty!
Jakiż z niego więc druh -
Już pokonał drugi łuk,
A tu wczoraj wszyscy w krąg
Wychwalali: “Sem - druh!
Sem - nasz gwinejski druh!”
W maratonie - trud i znój,
A żar - trzydzieści kresek.
On tu czuje się jak swój,
Dlatego naprzód rwie się.
A gdyby mu trzydzieści też
Lecz minus, w mróz - nie latem!
A teraz z nim tu ścięgna rwiesz,
Dosięgnę - tylko “matem”.
Jakiż z niego więc druh -
Tuk oderwał się! Jak mógł?!
Po co mi taki druh?
Jak go zwali? - Sem Brook!
To Brutus nasz - nie druh!
|