Kto starszy od nas o ćwierć wieku, już
Spróbował tego, co kładł los na szali.
I pot, i dym wąchali - no to cóż!
Im się udało - krew nie darmo przelewali,
Z brygadą szli wśród śmiercionośnych burz.
Z “burżujką” się jechało w tęgi chłód
Na fronty, robotnicze fakultety.
Po ziemi szli, wrastając miedzy lud,
I do ataku - ostro - na bagnety!
Gdy eszelony mrokiem okrył czas,
W sypialnym jadąc, sypią się kawały...
Cóż, szarże z szablą ominęły nas,
Gdy tarczą przeciw kulom - własne ciało.
Tradycji nie pochłonął czasu mrok:
Zdobyty szczyt, a tam - przeszkoda nowa!
Czyż nie dlatego latem, każdy rok
Studencka brać się rwie, by jechać i budować!
Egzamin zdany! - Mało! - Jeszcze krok!
Gdy w oczach, zębach piasek każdy miał,
Naprzeciw wiatrom trasę się wybiera.
Na krętych graniach dziwno górskich skał
Łamiemy sobie kark i charaktery.
Padamy i zginamy się, by wznieść.
Tam jakież wiatry! - wiemy tylko sami,
Nas za to nic nie może potem zgnieść,
Nas za to na równinie nikt nie złamie!
|