Gdy odrzuciłem swój drewniany kostur,
Upadłem w śnieg, co twarz orzeźwił mnie.
A wstawszy, w auto wsiadłem tak, po prostu,
Chodziłem pieszo, lecz dziś mówię: “Nie”.
Zamiaru nie mam z losem żaru
Oliwę lać do ognia, wpadać w trans
Myślałem, ze gdy “kum, autem”
Przedłużę życie, wię, będzie szans
Deptały me sportowe modne “czeszki”
Chodniki, drogi i parkietów gładź,
I byłem niewrażliwy na uśmieszki,
Nieosiągalny tym, co złość chcą siać.
Przeszedłem więc do innej, wyższej kasty
Nie tańczą ze mną - rytm nie ten już mam,
Im kłuje oko mój samochód własny
I moja twarz, choć jestem wciąż ten sam.
Zerwane obcowanie, rąk uściski,
Nikt nie chce nic wspólnego ze mną mieć.
Milcząca niechęć prysła - to nie wszystko -
Odkryta wrogość splata już swą sieć.
Wjechałem w świat, co duszą nam jest obcy,
Mam “gdzieś” prawidła i ten cały ruch,
Wlepili dwa mandaty mi drogowcy,
Nieśmiało, bo ich było tylko dwóch!
Stopniowo akceptuję wrogość świata,
Zaglądam z rana, a tu koła brak!
Na morski węzeł ktoś antenę splata...
Insynuacja: z tobą będzie tak!
Skradając się ogrodem i polami,
Jak szpadę szydło ktoś mi w gumę wbił.
Więc się broniłem cały dzień rublami -
Skutecznie, bo też bój dodawał sił.
Gdy noc bez gwiazd, a księżyc w sen zapada,
Czekałem przeciwnika aż po świt,
Lecz drań ten chyba zna się na wywiadach -
Nie wpadł mi w ręce nigdy, aż mi wstyd!
Wtem, jak "języka" - w mig, bez szumu wcale
Oś przedniej w mglistą dal wynosi ktoś.
Wydawać by się mogło - to detale,
Lecz co mi da - bez przedniej - tylna oś?!
Więc kupowałem nic raz i nie osiem
Opony, stery - cały budżet legł.
Lecz widzę, że me wygram z tym kolosem,
Więc wrzucam, póki działa, wsteczny bieg!
Do moich wracam niezniszczalnych pieszych!
Niech się otworzy, wpuści Sezam mój!
W podziemnym metrze tunelami śpieszę!
Rozpędzam, w lewo! Na hamulec' - Stój!
...Powstanę znowu z prochu, tak jak wszyscy,
Uśmiechnę się, spluwając pyłem w piach:
Cóż - z auta - blin, lecz koniec nienawiści -
Na złomie leżą osie, ster i dach!
|