Mnie śnią się szczere, słonie, diabeł straszy,
Więc gonię precz, nie szczędząc ostrych słów.
Lecz zamiast ich już szepcze mi podczaszy:
“Jest wyjście, kiedy dzień się skończy znów,
Pij wino! i koszmar y umkiuj w dal,
Odpłyną wizje, serce rytm usprawni,
Odpuści ból, pancerza zmięknie stal”.
Znów jestem sobą, wierzcie mi, jak dawniej.
Za nieśmiertelność prośbę mam tak małą -
Szeroka droga, płótno, wierny koń,
Pokornie proszę, chyląc swoją skroń,
I tylko łez nie trzeba, Boże, broń!
Nie płaczcie - Miłosierdzie - moją chwałą!
* * *
Szanuję Fausta - mistrza mistycznego,
Lecz sprzedać duszę diabłu? - Ni - ni - ni!
Cyganki z wróżbą? - Precz od losu mego!
Lecz wiedzą prawdę - śmierć za kilka dni?!
Zachowaj, Boże, daty strasznej dzień
I nie zaznaczaj w swoim kalendarzu
Lub w ten ostatni moment weź i zmień,
Bym już nie czekał, skąd się kruk pokaże,
By jagnię nie beczało tak żałośnie,
By skryty śmiech nie drażnił nigdy już,
Broń, Boże, od nich jak od burz,
Bo strach, zwątpienia sieją wgłębię dusz,
A na zwątpieniach - cóż mi z niej wyrośnie?!
Za nieśmiertelność prośbę mam tak małą -
Szeroka droga, płótno, wierny koń,
Pokornie proszę, chyląc swoją skroń,
I tylko łez nie trzeba, Boże, broń!
Nie płaczcie - Miłosierdzie - moją chwałą!
|