Więc dziś ten dzień niezwykły mam,
Jak wybuch czy olśnienie!
Krzyk się rozlega tu i tam:
“Stań w miejscu, piękne mgnienie!”
I z niebios spadł świetlisty deszcz,
Anielskie pieją chóry,
Wyłażą ludzie wnet ze skóry:
Gdy śmierci nie ma - rób, co chcesz!
Ktoś bez umiaru wódę pił,
Lecz drań nie umarł, dalej żył,
Ten z klatki schodów skoczył dość niezdarnie,
Trzeciego sąsiad zaczął gnieść,
A ten mu - w mordę, razy sześć,
Czynili zło bez granic, bo bezkarnie.
I ten, co miał spokojny los
Bez kłótni, drak... O, rety! -
I on podnosić zaczął głos,
Jak z płotu rwąc sztachety.
Ten śpiesząc już rozbiera bruk,
Na mokrą sprawę - stos kamieni,
Toż on, jak znawca ksiąg się cenił,
A zła z przemocą znieść nie mógł.
Nikt dzisiaj nie umierał w krąg,
Kto czekał już po latach mąk
Na śmierć jak na nagrodę czy zbawienie,
Ten szedł na całość - walił, bił,
A przy tym śpiewał ile sił,
Że on pamięta cudne okamgnienie.
Potęgę nauk poznał świat,
Choć lekarz staż ma krótki,
Na ludziach lek próbie - jad,
Na żywych - bez odtrutki!
Tam, za granicą pogrom gdzieś -
Znać - klika z mafią rządzą władzą.
Lecz wszyscy jakoś sobie radzą
I żyją klęski mogąc znieść.
A samobójców - ze sto dusz
Spędzali z mostu - pękał już.
Wisielców zdjętych hurtem ożywiali.
W fortuny kole - pękła oś...
Lecz dzień bez śmieli - to jest coś! -
Inicjatorzy triumf świętowali.
Wtem niby grom huknęła wieść
Wśród gości na bankiecie,
Przedwczesny bal, bo jednak gdzieś
Ktoś dzisiaj umarł przecież,
Bo fest na ziemi cichy kąt,
Gdzie śpią emocje i żywioły,
Reanimator też nie zdoła
Na czas z pomocą dotrzeć stąd.
Kto się odważył jak on śmiał?!
Namówił śmierć, skąd słowa miał?
Łapówkę wzięła - wolne ma dziś przecież.
Więc przeoczyli, choć pal w łeb,
Z miłości zmarł, więc to nie kiep -
Na wzlocie nut - najwyższym szczycie w świecie!
|