Nie lubię dni, gdy śpiewać nie mam chęci -
ja kochani żyć, to mój wspaniały cel...
Nie lubię, gdy zanadto kto chachmęci
i zaraz wodę z mózgu robić chce.
A jeśli trznia albo cynicznie buja,
to hak mu w smak, nie lubię takich glist.
Nie lubię też, gdy za mną idzie szuja
lub cichcem zerka w mój otwarty list.
Nie lubię takich, co ni to ni owo,
ani to pies, ni wydra - zwykły tchórz.
Nie lubię tych, co mur chcą przebić głową,
ni tych, co w plecy skorzy są wbić nóż.
Wprost nienawidzę plotek i podpuchy
na złość, pod prąd, pod włos każdego dnia:
zyg-zyg po szkle - niech skręca się ich ucho!
Nie lubię, gdy muzyka kocia gra.
Nie lubię też sytego zadufania,
rzucania słów na wiatr i kpom na żer.
Gdy głaszczą mnie, że cacy-cacy Wania,
któregoś dnia zagłaszczą mnie na śmierć.
To nie mój brat, komu podcięli skrzydła,
kikuty rąk na krzyżu bliższe mi...
Obrzydł mi gwałt, lecz i bezsiła zbrzydła -
niech skamle pies, co z lęku w budzie tkwi.
Nie lubię, gdy i ja się lękać muszę,
biorę się w garść i - mogą sobie szcuć!
Lecz czuję wstręt, kiedy mi włażą w duszę,
tym bardziej zaś, gdy zaczną mi w nia pluć...
Ja życie znam, to nie cyrkow namiot,
Pogromcy lwów niech ćwiczą Iwy, nie mnie.
Choć wiele zmian ogromnych jest przed nami,
wiem dobrze, czego chicieć, a czego - nie!
|