Kiedyś sobie łaziłem po mieście. Dwóch przechodniów zdzieliłem przez pysk. I znalazłszy się za to w areszcie, Ją ujrzałem. Znów był w oczach błysk. Kradzież zgłaszała, kwit wypełniała? Za czym tam była? Nie skumałem nic. Taka miła i przepiękna cała. Chciałem wziąć ją, jak mówią, na szpic. Za nią, w strachu, by nie wyszła wiocha. Gdzie mi do niej, jestem prosty gość. Dałem w baniak, wyznałem że kocham W pierwszej knajpie co była na wprost. Byłem w szoku, że patrzą przechodnie. Byłem gotów stać przy niej jak mur. Dałem z liścia jednemu po mordzie Za to że ją wyzywał od kurw. Zamawiałem jej drinki, dilera. Kasa poszła na narko i glass. Obstawiłem do rana didżeja I najlepsze piosenki pod hasz. Obiecałem, że dla niej się zmienię. Rzekłem, że będzie ajpad i merc, Na ustawkę nie pójdę bo cenię Moją miłość nad życie i śmierć. I że mi w życiu fart nie dogadzał. Pojebane życie, wszędzie gnój. Szepnęła mi żebym nie przesadzał, Że się odda za stawkę przez pół. Uderzyłem, bez ogólnej burdy. Był w areszcie jednak ostry zjazd. Kumple twierdzą, że wszystkie to kurwy, Ta akurat niestety za hajs.
© Krzysztof Godek. Tłumaczenie, ?