Wybuchnę niczym trzysta ton trotylu - noszę ładunek nietwórczgo zła: mnie dzisiaj w nocy Muza nawiedziła - wpadła, spojrzała i zaraz była w drzwiach. Jej odwiedziny miały świecki powód, więc czego mam się spodziewać i gdzie? Pomyślcie, Muza, nocą, w tym pokoju, co o niej zaczną mówić, sam Bóg wie. Nie przypuszczałem, że mnie atront spotka: u mnie przez chwilę, a każdy wie, że całymi dniami bywała u Błoka, zaś od Puszkina nie wychodziła wręcz. Do kart i pióra rzucam się z nadzieją, Boże, zasłonę miłosierdzia spuść, szczezła i me natchnienie również szczezło I stówa, chyba na taksówkę - nocny kurs. Po domu wściekły jak zwierz dziki biegam, cóż, Bóg z nią, z Muzą, przebaczyłem jej. Zniknęła, poszła do kogoś innego, widocznie ja ugaszczam gości źle. Ogromny tort z ogromną liczbą świeczek zesechł z nieszczęścia, ale zjeść się dał, z draniem sąsiadem wypiłem w duecie, koniak, com dła niej na wypicie miał. Minęły łata, jak ludzki ciąg z rejestru, przeszłość się topi w zapomnienia mgle. Muza odeszła, bez słowa, po angielsku, lecz pozostały te linijki dwie. Dwie, jestem geniusz, precz zwątpienie, jest dzieło, kwiaty i zachwytu łzy. «Pamiętam cudne zachwycenie - przede mną się zjawiłaś ty».        
© Jan Czopik-Leżachowski. Tłumaczenie, 1976