Na pewno, już zginąłem i jakbym był na krzyżu. Na pewno, już zginąłem - stchórzyłem, ale cóż - gdzie mnie się z taka. równać, ona była w Paryżu i pewnie tam przeżyła wiele sercowych burz. Ja jej nuciłem pieśni o północy najdalszej! Myślałem: jeszcze trochę i będę jej jak brat, ale nie chciała słuchać o pasie neutralnym, nic ja. nie obchodziło, jaki tam rośnie kwiat. A potem jej śpiewałem - myślałem będę bliżej - o tym co na liczniku i pokłon starym dniom”, lecz czym to wszystko dla niej? Ona żyła Paryżem. Tam sam Marsel Marso za rękę trzymał ja. Zabrałem się do książek i już umiałem prawie, chociaż rzuciłem pracę, pijane miałem dni... Lecz ona ma to w nosie i mieszka już w Warszawie, znowu język nie pasuje mi. Przyjedzie ja jej powiem po polsku: "Proszę pani, weźże mnie jakim jestem i dobrze będzie nam". Lecz znów się dowiedziałem, że ona jest w Iranie. Choć chciałbym ją zobaczyć, po cóż mnie jechać tam? Gdy ona dziś w Iranie, a jutro w Pakistanie wpadłem jak śliwka w kompot, a niech to trafi szlag! Niechże ten raz spróbuje, kto dobre rady daje, a ja się wycofuję nie dla mnie taka gra!
© Krzysztof Bryg. Tłumaczenie, 1985