Pamiętam ja leningradzką blokadę,
Nie piłem, nie grandziłem w tamten czas.
Widziałem, jak żywym ogniem płonęły Badajewskie składy,
Po chleb w kolejkach przyszło wieki stać.
Obywateli mili,
coście wtedy robili,
Gdy miasto ofiar nie liczyło już.
Jedliście z ryby czarny chleb,
machorka była niczym lek,
A znalezione pety dzieliło się na pół.
W te mrozy nawet ptaki nie latały,
Złodzieje nam nie mieli już co kraść.
Tej zimy aniołowie rodziców mych zabrali,
Ja bałem się, z głodu nie mogłem spać.
Tabuny ludzi głodnych
i plaga dystrofików,
Głodował każdy, prokurator też.
Ci, tam w ewakuacji
siedzieli jak na stacji,
Słuchali radia, co tam na froncie, albo gdzieś.
Blokada przeciągnęła się nadmiernie,
Nasz naród wrogów swoich rozbił w pył.
I można teraz żyć, jak u pana boga za piecem,
Tylko naczelnik miesza, jak ta dzicz.
Wy, obywatele
z opaską na rękawie,
W moją duszę z butami wara leźć.
O mym życiu osobistym,
nie patriotycznym, także,
Wiedzą nasze organy i WCSPS.
|