Choćby obłoczek, chociażby chmurka
Mała, tam, na horyzoncie.
Aż raz spotykam ja pasażera,
Opowiem o nim i go poznacie.
Zapytał. Dokąd? Ja. Do Wołogdy.
Jak do Wołogdy, no to dzień dobry.
Walizka moja pęka od wódki
Mówię do gościa tak, jak się godzi.
Może golniemy na życia smutki,
Kto łeb ma lepszy niech los rozsądzi.
Mówi. Wysiadać przyjdzie w Wołogdzie,
Wołogda kawał, zagaił mądrze.
Nie pomnę już, kto pierwszy dojrzał,
On mi dolewał i zagadywał.
Język jak sznurek mi się rozwiązał,
Kogoś rugałem, on przytakiwał.
Budzę ci ja się w owej Wołogdzie,
Lecz choćbyś zabił, nie pomnę gdzie.
Potem przybili mi ten paragraf,
Zgodnie z sowieckim kodeksem karnym.
Uspakajali, to mała wpadka,
I prawomocny wyrok wydali.
I tak zostałem ja w tej Wołogdzie,
A ta Wołogda jak pryszcz na mordzie.
Paragraf pomnę, pięćdziesiąt osiem,
Ci mówią do mnie. Tyś jeszcze młody.
Gdybym ja wiedział z kim piję wódkę,
Nie dojechałby on do Wołogdy.
On żyje sobie w mieście Wołogdzie,
Ja na Północy jak jakiś złodziej.
Wszystkie me krzywdy czas dawno zatarł,
Siedzę w kajdankach tu cztery lata.
Do bólu w gardle pragnę go dopaść,
Tego frajera, tego tłumoka.
On żyje sobie w mieście Wołogdzie,
Ja na Północy jak jakiś złodziej.
|