Pogoda jak na zamówienie, nie widać tu chmur,
Obiecano nam sto stóp wody pod kilem.
Dziś błękitem się morze dzieli z niebem na pół,
Dwa błękity na horyzoncie przed sztilem.
Czy nie jest tak, że żywiołów morskich szalony chór
Równy górskiemu echu w podniebnym ustroniu.
Białe grzywy fal czyste jak śniegi na grzbietach gór,
A szczeliny w górach jak bruzdy na morzu.
Służba wierszom próżności nie cierpi i żalów,
Bieguny łączy południka łuk.
Błogosławiony szum oceanów,
Błogosławione grzbiety wieczystych gór.
Powodzenie - naszą siostrą, przypadkiem nasz brat,
Ale tak między nami mówiąc, jesteśmy strwożeni.
Puchu i pierza na lądzie pożałowano nam,
Konstelacje gwiazd przepiękne tej jesieni.
Zapatrzeni w zamgloną dal, gdzie horyzontu kres,
Tam, gdzie nieszczęścia pechowcom marsze grają,
Zmieniamy kurs, na SOS, tak, jak w górach na zew,
Pomagać ludziom, wspinaczkę przerywając.
Służba wierszom próżności nie cierpi i żalów,
Bieguny łączy południowy łuk.
Błogosławiony szum oceanu,
Błogosławione grzbiety wieczystych gór.
Nasze straty przyjdzie zliczyć, gdy groza minie już,
Nie siwizną, a solą są oprószone.
Tu, ogromna, oceaniczna łza popłynie w duł,
I obmyje lica światłem rozjaśnione.
Zdobyty szczyt. Jabłko masztu wbiło się w nieba grań,
Szybko spada się z niebios na twardą ziemię.
Ledwo skończył się rejs, żagle stawiać znów trzeba nam,
I wspinaczkę raz jeszcze zacząć pod niebem.
Służba wierszom próżności nie cierpi i żalów,
Bieguny łączy południowy łuk.
Błogosławiony szum oceanu,
Błogosławione grzbiety wieczystych gór.
|