Czas pędzi naprzód, lat przybywa wszystkim, A morska sól zdradliwa niczym czort. W portowym doku stały dwa statki, Burta w burtę nadgryzione rdzą. Korweta z przerdzewiałą, krzywą rufą, Patrzyła z odrazą na sąsiada kark. Co to za typek z czupryną rudą, Dziobaty, rdzawy, całkiem stary dziad. Te statki w oczy sobie nie patrzyły, Bo się nawzajem nienawidziły. On gdzieś poważnej uległ awarii, Ona nie młoda, szara od burz. Gdy na nie spojrzeć z odległej dalii, Prawie dwa wraki jak na mój gust. Ten dużo większy aż drżał z obrzydzenia, Choć był ze stali i mocne miał dno. On wyporności miał jak stąd do nieba, Lecz z odrazy dyszał i ocierał pot. I tak się statki wzajem obrażały, Bo za grosz serca dla siebie nie miały. Miesiące przeszły nim je podłatali, Minią i szpachlą po rdzawych szwach. I linie wodną odmalowali, Korwecie w talii, jemu tam, gdzie pas. Miedź do połysku, rufa ze stali, Kocioł pod parą kipi i wrze. Pokład i burty wyprostowali, Koniec remontu i doli złej. Patrząc na siebie bardzo się zdziwiły, Że są tak zdatne i piękne jak nigdy. Ten, co był większy rzekł do korwety Wzdychając ciężko. Miła, wybacz mi. Ja nigdy dotąd nie znałem kobiety, Ani też statku gładszego niż ty. Na to korweta w takim że nastroju: Tobie urody też nie skąpił los. Lepiej to widać z odległej dalii, Ale i z bliska widać żeś ty gość. Tłum wokół statków wielki się zgromadził, Cmokali często bardzo z siebie radzi. Jeden mądrala - urzędnik portowy, Każdemu z nich przypisał inny port, I tak dwa statki z portu wypłynęły Burta w burtę, za nimi znikał ląd.                
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, ?