Kiedy idziesz przez las w ciemną bezgwiezdną noc,
Potkniesz się i przewrócisz na drodze,
Nie martw się, nie bój się, ja rozpoznam twój głos,
Ja usłyszę twój krzyk i pomogę.
Jeśli leżysz wciąż żyw z kulą w piersi i drżysz,
Pocierp trochę, bo ja, już do ciebie gnam w głusz nóg nie czując.
Powrócimy do brzóz, zbożem złoconych pól podśpiewując,
Tylko nie konaj tu, tylko ucisz krwi plusk.
Jeśli pod siodłem koń, cwałuj do nas przez gąszcz,
Koń bułany odnajdzie sam drogę.
Pędź do krain gdzie lśnią źródła czyste jak szkło,
One rany zagoją, pomogą.
Druhu mój, czyś ty zdrów, czy sam pędzisz wskroś burz,
Po rozstajach gdzieś hen, leśnych duktach, tajemnych parowach.
Może ustał twój koń, może zamarzł na kość na bezdrożach.
Może szukasz wśród pól krótszej drogi przez bród.
Nigdzie nie znajdziesz tam śniegów bielszych niż tu,
Nie wypatrzysz piękniejszej krainy.
Tutaj łąki i bzy, rzeki, grusze wśród niw,
Wszystko to może mieć jeśliś żywy.
Kiedy trudno ci biec, w błocie po łydki brniesz,
Ostrych kamieni nóż bose nogi twe tnie w zimnej wodzie,
Gdyś znów w ogniach bez sił ogorzały i zły zawsze w drodze,
Dobrnij tu, dowlecz się, w znane progi ci, wejdź.
|