Zapytałem kiedyś cię, co ciągnie w góry was,
Elbrus równie wspaniały z samolotu jest.
A ty rwałaś się w bój, a ty do góry szłaś,
Jak to dobrze, że z sobą wzięłaś mnie.
I to od tamtej pory taka bliska mi się stałaś,
Alpinistko ty ma, skałałasko ty ma,
Kiedy mnie ze szczeliny z mozołem wyciągałaś,
Uśmiechnęłaś się ty, alpinistko ty ma.
To przez te głębokie i zdradliwe szczeliny,
Kolację twą chwaliłem pośród gwiazd,
Wymierzyłaś mi wtedy dwa krótkie policzki,
Nie obraziłem się i powiedziałem tak:
Och, jaka ty mi jesteś bliska i łaskawa,
Alpinistko ty ma, skałałasko ty ma.
Każdym razem, gdy mnie ze szczeliny wyciągnęłaś,
Rugałaś ostro mnie, alpinisto ty ma.
A potem na każdej naszej górskiej wspinaczce,
Nie wierzyłaś i nie ufałaś mi, miła ma,
Ubezpieczałaś mnie z rozmysłem, przesadnie,
Alpinistko ty ma, skałałasko ty ma.
Och, jaka ty daleka jesteś i nie łaskawa,
Alpinistko ty ma, skałałasko ty ma.
Każdym razem, gdy mnie ze szczeliny wyciągałaś,
Rugałaś ostro mnie, alpinistko ty ma.
Wspinałem się za tobą sił moich ostatkiem,
Byłaś tuż, tuż, mogłaś rękę mi dać.
Dotrę ja do ciebie i: Dość miła!!! Zakrzyknę,
Lecz spadając w dół, zaśpiewam ci tak:
Och, jaka ty mi jesteś bliska i łaskawa,
Alpinistko ty ma, skałałasko ty ma.
Jesteśmy tu jedną liną związani,
Alpiniści z nas, tacy na sto dwa.
|