Raz jechałem za granicę, Stos papierów, że nie zliczę Wypełniłem, co tu kryć. Dostałem do towarzystwa, Gościa, wymaluj, czekista, Jak tu żyć. Równy miesiąc przed wyjazdem, Dostaję instrukcje faksem, Jak tam mam prowadzić się. Żadnych spotkań nieformalnych, Związków, rozmów, słów wulgarnych, Nic z tego, o nie. Ten czekista menda ryża, Podchodzi do mnie w Paryżu, Nikodem, przedstawia się. Wszyscy moi spod Bobrujska, Ojciec, matka, braci czwórka, Pomóc tobie chcę. Obowiązkowy jak rzadko, Poufnych sekretów pastor, Pomocną do mnie wyciąga dłoń. Mówi, że z powodu służby Będzie chronił mnie w podróży, Czy to w dzień, czy w noc. W Rzymie chciałem sam bez niego Coś zobaczyć ciekawego, Lecz się bałem drażnić go. On tam kiedyś boks trenował Tęgi byczek, chama kawał, Pisał coś co noc. Śniadanie, obiady, pokój, Zawsze przy mnie, bok przy boku, Jakby mój syjamski brat. Raz w zeszyt jego zajrzałem, Patrzę, czytam, oniemiałem, Raport pisał drań, Kłamał, zmyślał jak cholera Że w Paryżu raz na mera Się rzuciłem by go lać. Że za kobitkami biegam, Że wrogim wpływom ulegam, Mogę w sidła wpaść. Gdy w mój patriotyzm zwątpi O szpiegostwo mnie posądzi, Sami zwarzcie, co tu truć. Nie zobaczę Rzymu więcej, Do Paryża przez Wenecję Nie pojadę już.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, ?