Łowczy z przejęciem zadął w róg,
Ruszyła kłusem świta.
Dusza u łowczych zimny lód,
Z wołowych ścięgien szyta.
Łowy zaczęte, nagonka trwa,
Spadły na staw łabędzie dwa,
W sercach utkwiły strzały.
Łucznicy mają dobry wzrok,
A te łabędzie nie są stąd
Choć tutaj się poznały.
Ona żyła wysoko tam,
Gdzie gwiazd swawoli sfora,
On słońca nutki łowił w sak
Od rana do wieczora.
Rozpostrzyj skrzydła nabierz tchu,
Wznieść się wysoko wyżej chmur,
Unikaj ludzkich siedzib.
Leć tam, gdzie słońce leże ma,
Gdzie księżyc na organkach gra,
W anielski skryj się niebyt.
Tam w górze zapoznali się,
Mocniej serca zabiły.
Łabędzi śpiew po niebie mknął,
Nabierał mocy, siły.
Anioły dwa białe jak śnieg,
Lecą ku ziemi jak we śnie,
Nie wiedzą co ich czeka,
A tam myśliwi czają się,
Niewinna ich oślepia biel,
W milczeniu płynie rzeka.
Z czoła otarli zimny pot,
Winowajcy bez serca.
To był ostatni ptaków lot,
Od szczęścia do nieszczęścia.
To pieśń o szczęściu które trwa,
Krócej niż ten w teatrze akt.
Czy żeście się zmartwili?
Jak dwa kamienie spadły tu,
Wiatr w niebo uniósł biały puch
Szczęściarzy jednej chwili.
|