Galopuję od zawsze inaczej,
Po kamieniach, po rosie, po mchu,
Więc gadają, że biegam dziwacznie,
A to znaczy, nie tak jak ten chór.
Gdy już dżokej mi wskoczy na grzbiet
W brzuch mnie bodzie ostrogą jak byk.
Mogę biegać w tabunie co sił,
Lecz pod siodłem i w uździe za nic.
Jeśli sztylet tkwi w pochwie skórzanej,
Bezpieczniejszy od igły on jest.
Osiodłany już jestem, spętany,
Już w mym pysku tkwi uzda jak cierń.
Na mym grzbiecie bez liku jest blizn,
Gdy mnie poją ma skóra aż drży.
Mogę biegać w tabunie co sił,
Lecz pod siodłem i w uździe za nic.
Zaraz muszę się stawić na starcie,
Faworytem już byłem nie raz,
Na dziwaka dziś wszyscy stawiajcie,
Choć to dżokej znów wygra, nie ja.
Już mnie łechczą ostrogi i bicz,
Dowcipkuje publika, mnie wstyd,
Mogę biegać w tabunie co sił,
Lecz pod siodłem i w uździe za nic.
Tańczą, tańczą wierzchowce na starcie,
Ukrywają wzajemny swój gniew,
W walce wściekłej, w szalonym hazardzie,
Toczę pianę jak oni, wrze krew.
Dżokej mój u publiki ma mir,
Słynnych gonitw wytrawny to mistrz.
Och, chcę biegać w tabunie co sił,
Lecz pod siodłem i w uździe za nic.
Nie. Nie zaznasz ty dzisiaj tu sławy,
Pokrzyżuję twe plany, ty psie,
Popamiętasz ostrogi i baty,
Dziś cię zniszczę i przegrasz ten bieg.
Bomba w górę i dżokej mnie w klincz,
Dwie ostrogi pod żebra mi wbił.
Och, chcę biegać w tabunie co sił,
Lecz po siodłem i w uździe za nic.
Co jest ze mną, co robię, jak mogę
Mego wroga się słuchać i gnać.
Utraciłem moralną busolę,
Chcę znów wygrać choć trafia mnie szlag.
Co mam zrobić by wył jak ten pies?
Z siodła zrzucić sadystę jak wór,
I w tabunie galopem gdzieś biec,
Już bez niego kopytami tłuc.
Ja na mecie. On pieszo się wlecze
Po kamieniach, po rosie, jak trup.
Tej gonitwy nie wygrał przeze mnie,
Choć jak inni pędziłem co tchu.
|