Jeden urka z ferajny skok mi nadał paradny,
Tam zadupie i latarni ni w ząb.
Gdy robota wypali znowu będziesz na fali,
Działkę z tego mi kopsniesz, będziesz żył jak lord.
Po dziesiątej jak raz, ludzie kładą się spać,
Muszą rano wstawać do roboty.
Ja nie pójdę tam kraść,
Sen zakłócać jak cham,
Nie mam na taki skok
Dziś ochoty.
Urka na mnie naciskał, to nadziana artystka,
Tam brylantów jak lodu i dolców jest ful.
Jak się zgrabnie uwiniesz, górę fantów zawiniesz,
Po robocie jak zwykle zabalujesz jak król.
Po dziesiątej jak raz, ludzie kładą się spać.
I artystki chodzą do roboty.
Ja nie mogę tam kraść,
Sen zakłócać jak cham,
Nie mam na taki skok
Dziś ochoty.
Do mnie rzekł mój brat Miszka,
„Tam jest z keszem walizka.”
„To nie prawda, nie prawda, nasz artysta to dziad.”
„Kocha ją jeden major,
Piją dżin, jedzą kawior.”
Tak mnie tym zbajerował, aż przekonał mnie drań.
Po dziesiątej jak raz, ludzie kładą się spać.
Muszą rano wstawać do roboty.
Nie dam im dzisiaj spać,
Idę na szaber kraść.
Lecz zakłócę im sen
Bez ochoty.
Powiedziałem do brata,
ona jest niebogata,
Jej brylanty to szkiełka, a jej major to dziad.
To przegrana artystka,
Lat ma chyba ze trzysta.
Nie wybaczę ja sobie, że jej nie dałem spać.
Po dziesiątej jak raz, ludzie kładą się spać.
Muszą rano wstawać do roboty.
Nie chcę już więcej kraść,
Sen zakłócać jak cham,
Nie mam na nowy skok
Już ochoty.
|