Gdzieś tam za plecami zostały nadzieje i troski,
No choćby maleńki, przydałby się nam nowy wzlot.
Ja chciałbym uwierzyć, że czarne, marynarskie kurtki,
Pomogą wam ujrzeć raz jeszcze słońca złoty krąg.
Dziś nam powiedzieli, jak greccy umrzecie herosi,
Możemy spróbować, sprawdzimy co zrobić da się,
Pomyślałem sobie ostatnie paląc papierosy,
Niech każdy się stara, ja słońce zobaczyć dziś chcę.
To oddział specjalny, to honor być w nim za sapera,
Nie skaczcie z gałęzi na plecy by wbić w serce nóż.
Daremny wysiłek, dziś przyjdzie tu hurtem umierać,
Świtu nie zobaczę, chyba że wydarzy się cud.
Zaszliśmy ich z tyłu, był rozkaz, nie rżnijcie ich sennych,
Pełzałem po trawie jak boa ciągnąc długi drut.
Jeszcze niezbyt jasny, błysk zorzy na niebie wciąż ciemnym,
Majaczył zaledwie..Czy świt to? Czy pożaru kur?
Gdzieś tam z czarnej jamy, o szóstej trzydzieści nad ranem,
Pragnąłem zobaczyć jak ziemia się budzi ze snu.
Dwa gołe przewody czyściłem, skrobałem zębami,
Wschodu jeszcze nie ma, lecz wiem, że on jest już, tuż, tuż.
Powraca zmęczona, natarciem przerzedzona rota,
W gruzy się obrócił, wysadzony niemiecki fort.
Dzisiaj zobaczyłem jak ważna jest nasza robota,
Znów dała wam możność popatrzeć jak świt złoci noc.
|