Ja byłem duszą towarzystwa I śmiało mogę mówić że, Mą ksywkę, imię i nazwisko, Znali na pamięć w KGB. Kochała mnie cała ulica, A Ryski Dworzec lubił mnie. Śledził mnie tajniak i milicjant, Ja olewałem to, pal sześć. Miałem ja mir wśród doliniarzy, A urki szanowali mnie, A sam naczelnik Igor Jaszyn, Już któryś raz się na mnie wściekł. Pracą się nigdy nie skalałem, I nie tęskniłem ja do niej. Sprzedał mnie wspólnik, nie płakałem, A potem dołek, czarny chleb. Naczelnik z mety mnie przyszpilił, Na przesłuchaniach wpadał w szał. Coś tam mu trułem, on się krzywił, Myślałem tylko jak stąd zwiać. Mówię do niego: „Naczelniku! Mokra robota - nie mój styl. Śpię tu jak hrabia na sienniku I w dupie mam sowiecki dryl.” W sądzie mówiłem, grunt się nie bać, I ogłosili wyrok mój. Dostałem pajdkę tak jak trzeba, A prorok zimny był jak lód. Ten mój papuga był z urzędu, Coś tam nawijał albo spał. A prorok dla mnie chciał z rozpędu, W srogim reżimie dziesięć lat. I od tej pory moja twórczość Ustała aż na dziesięć lat. Po co być duszą towarzystwa, Gdy towarzystwu duszy brak.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, ?