Nie piłem, nie kradłem, ja,
Ni spodni, ni szmalu.
Nie patrzyłem na ten świat
Zza krat ani razu.
Niech mnie zaraz piorun trzaśnie
Jeśli kłamię wam.
Kradzież, mówię to wyraźnie,
To nie jest mój świat.
Kumple moi mówią mi:
Czas się zdecydować.
Daczę można raz, dwa, trzy
Za grosze zbudować.
Posłuchałem kumpli rad,
Ja, uczciwy człowiek.
Nie ma tu się czego bać,
Pomyślałem sobie.
No, i namierzyły mnie
Organy milicji,
A we mnie się zbudził bies,
Chytry, zapalczywy.
Maliny żeniłem raz,
Hurtem cztery wiadra.
Bies, przeklęta jego twarz
Połowę mi zabrał.
Bies niedługo w hurcie kradł,
Szybko go nakryli,
Sąd zupełną jasność miał,
Aż się prorok zdziwił.
I wsadzili mnie za kratki,
Jak wściekłego psa.
Niech mnie zaraz piorun trzaśnie
Jeśli kłamię wam.
Zapomniałem gdzie mój dom
I gdzie góry Ural,
A mój wyrok pęczniał, rósł,
Jak śniegowa kula.
Błagam, niech Wysoki Sąd,
Daruje mi winy.
Jam jest ojciec, żonie mąż,
Karmiciel rodziny.
|