W dół urwiska, nad przepaścią, Po spadzistej jego grani,
Moje konie znów popędzam, Batem chłoszczę i poganiam.
Brak powietrza płuca rani, Wiatr mnie smaga, deszcze moczą,
Po zdradliwej pędzę grani, Śmierć zagląda mi do oczu.
Wolniej, wolniej moje konie. Nie za prędko gnacie w noc.
Wkoło swąd piekielnych woni, Na wykrotach gaśnie głos.
Co za konie dziś mnie niosą, Grzywy dęba, strzela bat,
Iskry z kopyt niebo złocą, W grzywy wstążki wplata wiatr.
Koniom mym wody dam, Pieśni mej słowa dar.
Dziś zatrzymam się tu, By wyśpiewać mój ból.
Huragan mnie jak ten pyłek Pośród lodów zmiecie z dłoni.
W saniach pijanego krzynkę, W czarną otchłań niosą konie.
Rącze diabły w końskiej skórze, Bez wytchnienia pędzą w zamieć.
Wolniej, wolniej galopujcie, A te gnają w mrok na pamięć.
Wolniej, wolniej moje konie, Nazbyt szybko gnacie w noc.
Czy mój bat jest waszym panem, Czy nie macie cwału dość.
Co za konie dziś mnie niosą, Grzywy dęba, strzela bat.
Iskry z kopyt niebo złocą, W grzywy wstążki wplata wiatr.
Koniom mym wody dam, Pieśni mej słowa dar.
Dziś zatrzymam się tu, By wyśpiewać mój ból.
Przybyliśmy w boskie progi, Zdążyliśmy przybyć w porę,
A anieli dują w rogi I już na nas szczują sforę.
Czy to dzwonki we mgle słyszę, Czy to wiatr na piargach szlocha.
Może ja zbyt głośno krzyczę, Może sannę nazbyt kocham.
Wolniej, wolniej moje konie, Nazbyt szybko gnacie w noc.
Błagam, pora zwolnić trochę, Dzielę z wami tu swój los.
Co za konie w mrok mnie niosą, Grzywy dęba, strzela bat,
Iskry z kopyt niebo złocą, W grzywy wstążki wplata wiatr.
Koniom mym wody dam, Pieśni mej słowa dar.
Dziś zatrzymam się tu, By wyśpiewać mój ból.
|