Czemu Marysiu nie rzuciłaś się w rzeki nurt,
Czemu ty tak nagle zamilkłaś w te dni,
Gdy miłego zabierali w rekruty wśród gróźb,
Marysiu, on twoim narzeczonym był.
Wyszoruję izbę gorzkimi łzami nie raz,
I na długie latka zamknę domu drzwi.
I tam nad wodami wierzbom się pokłonię w pas,
I w lustrze obaczę czy kochasz, czyś żyw.
Trawka, murawka, soczysta, mięciutka jak puch,
Bez ciebie wiatr ją targa, szarpie i gnie.
Doleńka, wojenka prowadzi cię w bój, cię w bój,
Kule pierś mijają, w polu czyha śmierć.
Ścieżynkę wąską, głęboką wydepczę wśród pól,
I weselny wianek zaplotę na ślub.
Moje złote kosy długie aż do stóp, do stóp,
Zachowam miłemu gdy powróci tu.
Na pierścionek zerknę gdy w słoneczku złoci się,
Markotny korowód zatańcuje w nim.
Może moje nadzieje spełnią się, spełnią się,
I mój najmilejszy wróci pod me drzwi.
Gdy powracał będziesz skoczną pieśń zaśpiewaj nam,
Dobrym, czułym słowem smutek ucisz mój,
Życie narzeczonej skąpane jest w łzach, jest w łzach,
Marysia cię czeka najmilejszy mój.
|