Twoje oczy są jak nóż,
Kiedy patrzysz czuję ból,
Zapominam kto ja zacz i gdzie mój dom.
Gdy spod oka mierzysz mnie,
W sercu czuję ostry cierń,
Skąd u ciebie ta agresja, taka złość.
Zdrowy jestem jak ten rydz,
Zgiąć podkowę mogę w mig,
Głową byka zabić dla mnie prosta rzecz.
Ale z tobą trudno mi,
Żyć po ludzku, wino pić,
Twe morale zmienić ni jak nie da się.
Wspomnij. Było tak choć raz,
Bym z kumplami do kart siadł,
Lub za domem zabalował całą noc.
Kiedy ty przestaniesz pić,
Hulać i na kredyt żyć,
Szukać ciebie po spelunkach mam już dość.
Nabiegałem się jak pies,
Kupię rower, przyda się,
Na nim szybciej będę tam, gdzie kawior żresz.
Wpadłem pod strażacki wóz,
Rower złom, szpital, sto szwów,
Nawet raz nie odwiedziłaś suko mnie.
Chirurg siwy jak ten śnieg,
Osiem godzin zszywał mnie,
Patrzył na mnie, zatroskaną minę miał.
Po narkozie przyszedł sen,
Potem ból taki do łez,
Ja przez ciebie cierpieć muszę, leki brać.
Nie ciesz się suko aż tak,
Wypiszą mnie stąd na dniach,
Ja się zemszczę. Łajdactw twych nadejdzie kres.
Mówię ci to prosto twarz,
Ostrą brzytwę w domu mam,
Nią ogolę ci na jajo głupi łeb.
|