Znudzony życiem, rozgłosem zmęczony,
James Bond mieszkaniec Stanów Zjednoczonych,
W dobrach swych przed światem ukrywał się.
Od dawna sławny jak sam Jezus Chrystus,
Syn Hollywoodu i wzór dla filistrów,
Agent zero siedem, sławetny szpieg.
Gwiazdor, legenda kina
Od Moskwy po La Paz,
Koneser sztuki, wina,
Amant, przestworzy as.
A mówiąc między nami,
Wielbiciel pięknej płci,
Sam Marcello Mastroianni,
To przy nim mały pryszcz.
Bond w swojej okazałej rezydencji,
Żył cicho, skromnie, prawie jak pustelnik
I nuda sroga doskwierała mu.
A w świecie oszalałe fanki,
Zrywały z niego spodnie, marynarki,
Niejeden stracił tak markowy ciuch.
I żył tam jak lew w klatce,
A kiedy Bondem był,
Knuł, aranżował akcje,
Szpiegował, ze Służb kpił.
Sprytem czarował, zwodził,
Z gwiazdkami kina spał
Lub na podwodnej łodzi,
W karty o życie grał.
Do Moskwy raz artystę Jamesa Bonda,
Ściągnęli towarzysze z Gosfilmfondu,
By zagrał, zrobił u nas jakiś film.
Nie chcąc być na lotnisku rozpoznanym
Przyleciał do nas byle jak ubrany,
Markowe cichy schował w kufry trzy.
Zresztą osądźcie sami,
Co może zrobić Bond,
Gdy zakochane fanki
Żywcem go schrupać chcą.
W Chicago na lotnisku,
Fanki dopadły go.
Zerwały z niego wszystko,
I potargały włos.
A kiedy u nas w Moskwie wylądował,
Woła tragarza, za bagaż się chowa,
Po czym do taxi biegnie ile tchu.
Nagle się przy nim gazik zatrzymuje,
On miast paszportu zdjęcia pokazuje,
I po angielsku w nich: „How do you do”.
A obok tłum napiera,
Sam z siebie zebrał się,
Czekają na boksera,
Czempiona ZSRR.
Na olimpiadzie w Tokio
Złoto wywalczył on,
Niemcowi podbił oko
I wygrał przez KO.
A Bond nierozpoznany wchodzi chyłkiem
Do Nationalu przymulony winkiem,
Recepcjoniście nisko kłania się.
Ten bierze go za lumpa gawędziarza,
I wali po naszemu: „Mordo wraża,
Po co się tutaj kręcisz nędzny psie.”
Szwajcar do drzwi go ciągnie,
A on powtarza wciąż:
„Ja jestem zero siedem,
Agent, przesławny Bond.”
„Międzymiastową chciałbyś?
A talon to ty masz?”
A Bond się napiął cały,
Zsiniała jego twarz.
I w tejże chwili drzwi się otwierają,
Z wytwórni filmów chłopaki wpadają,
Łagodzą sprawę jakby nigdy nic.
Na to sprzątaczka z hukiem stawia wiadro:
„To jakiś agencina, kurze łajno,
U nas pod piątką książę z Konga śpi.”
|