Nie lubię, gdy coś się tragicznie kończy,
Z życiem się zmagać jak na wietrze liść.
Nie lubię kiedy jestem z rana śpiący,
Gdy pieśni moich śpiewać nie mam sił.
Nie lubię fałszu, chłodnego cynizmu,
Zachwytu fanów, kiedy spektakl trwa,
Gdy zza mych pleców patrzy mi do listu,
Szpicel, co zęby na przeszpiegach zjadł.
Nie lubię sporów jak pogoda letnich,
Kiedy rozmowa grzęźnie w jakiś mgłach.
Nie lubię gości strzelających w plecy,
Brzydzę się strzałów z bliska, prosto w twarz.
Nie lubię plotek wieczorową porą,
Szpil złośliwości i wódki przed snem.
Kiedy pod włos mnie jak frajera biorą,
Albo, gdy ostrzem rysują po szkle.
Nie lubię sytych, w sobie zadufanych,
Już może lepiej przyhamuję ciut.
A słowo ”honor” to lek dla przegranych,
Draniom przeszkadza jak na czole guz.
Kiedy zobaczę połamane skrzydła,
Żałuję z serca tych, co smaga bat.
Nie lubię gwałtu, przemoc mi obrzydła,
Chrystusa bardzo na krzyżu mi żal.
Nie lubię siebie kiedy bać się muszę,
Źle mi, gdy wloką niewinnych pod sąd.
Nie lubię kiedy z buciorami w duszę
Włażą i plują, na strzępy ją drą.
Nie lubię krągłej z maneżem areny,
Treserów z batem, tresowanych lwów,
Nie lubię kiedy padają ze sceny
Słowa kłamliwe w zniewolony tłum.
|