W królestwie cichym, szczęśliwym, bogatym,
W takim bez wojen, kataklizmów, burz,
Zwierz się pojawił żarłoczny i straszny,
Ani to bizon, ani byk, ni tur.
Król niedomagał, chorował na astmę
I tylko kaszlem wielki budził strach,
A zwierz poddanych żarł jak manną kaszkę,
A nie zjedzonych w bór na wynos brał.
Król wielce strwożon ogłasza orędzie,
„Zwierz ma być martwy, on mi żonę zżarł.
Kto go zabije zostanie mym zięciem.
Rękę księżniczki w nagrodę mu dam.”
W górach od siedlisk ludzkich oddalony,
W śród limb i świerków dwór szlachecki stał.
Tu na wygnaniu, żył w niełasce były
Królewski strzelec ponad chwaty, chwat.
Siedząc na ławach przyodziani w skóry
Kamraci strzelca pili rum i miód,
Gdy duć zaczęli w surmy trubadurzy
Strzelec już leżał u królewskich stóp.
Król mu wykaszlał. „Anarchia się szerzy,
Morałów prawić nie zamierzam ci.
Jeżeli jutro zwierza poślesz w niebyt,
Zgodnie z orędziem jak król będziesz żył.”
A strzelec na to. „Co to za nagroda,
Portwajnu beczkę mi w nagrodę daj.
Księżniczki nie chcę, wolności mi szkoda,
A zwierza zarżnę jak wściekłego psa”.
„Poślubisz Hildę, taka moja wola”,
Król kaszlnął groźnie,” Lub cię czeka kat.
Hilda jest piękna, krew w niej płynie moja”.
A strzelec swoje. „Wolności mi żal.”
W czasie, gdy kontrakt był negocjowany,
Zwierz u bram zamku straże na ząb brał.
Giermkowie z murów smołę ciurkiem lali,
Zwierz bez krępacji pożerał co chciał.
Nic dodać, ująć, strzelec portwajn dostał,
Zwierza uśmiercił, z beczką w góry zbiegł.
Księżniczka z żalu płaczem się zaniosła,
Król z tej sromoty zaryczał jak lew.
|