Dość długo nie chciałem kobiet w buźkę bić,
Zacząłem mając lat szesnaście.
Teraz mnie powstrzymać nie da rady nikt.
Na prawo, na lewo
Rozdaję im gruchy, kuksańce.
Jakże to się stało, że inteligent,
Co wolał perswazję niż bicie,
Tak nisko upada i w tenże moment,
Jeżeli tak chcecie,
Znieważa siebie mordobiciem.
A było to tak: nie zdradziłem ja jej
Przez trzy dni ni razu, przyznaję.
Perfumy kupiłem jej takie, że hej,
Markowe, francuskie
Za dziesięć trzydzieści z okładem.
Był jeden sprzedawca, co od niej coś chciał,
Gołubiew Sława się nazywał.
On perfumy takie jak moje jej dał,
Na prawo, na lewo
Śmiała się ta dziwka fałszywa.
Młody i narwany żulik ze mnie był,
Podchodzę i tak do niej mówię:
Sławkę popaprańca udusiłem dziś
Gołymi rękami,
A ciebie na wieki skasuję.
Drżący jak osika podchodzę do niej,
Zębami szczękam Marsyliankę.
Język mi zesztywniał i wysechł na pieprz,
I z prawa i z lewa
Pod żebra sprzedałem jej finkę.
Teraz wszystkie dziwki już boją się mnie,
Aż serce mnie boli od tego.
I z tejże przyczyny ja muszę bić je,
Boleśnie i długo.
Jak wszystkie mam pobić? Ich legion.
Dzisiaj mnie wierchuszka osądzi jak trza,
Już aktyw mnie ruga, obraża.
Dali mi popalić, a ja tego dnia
Boleśnie i długo
Po mordzie biłem sekretarza.
|