Rozbieg i skok i wstyd się z ziemi podnieść,
W ustach mam piach, a w oczach stoją łzy.
Strąciłem znów zaklęte dwa piętnaście,
Przegrać tu dziś, to jak w odstawkę iść.
Czasem myślę, czy warto tak żyć,
Sport to jedna z tych kapryśnych mód.
Tu na krótko zostaje się kimś,
By za chwilę jak głaz runąć w dół.
Chcę jadać jabłka wprost z rajskiego drzewa
I wąchać sławę jak ten róży kwiat.
Choć innym służy do skakania lewa,
Ja wolę prawą, z prawej skaczę ja.
Rozbieg i skok, poprzeczka na dół spada,
Kibice gwiżdżą, dziś nie usłyszę braw.
Trener się wściekł jak cham do mnie zagadał,
Weź w karby się, nie skaczesz tutaj w dal.
Ty od dziecka masz krzywy zgryz,
Miarkuj się, popełniasz wielki błąd,
Skok z prawej brać to jak do tyłu iść,
Puknij się w łeb, o rozum boga proś.
Od gniewu siny mówię to co trzeba,
Objaśniam durniom, co mi w duszy gra.
Niech tam wam służy do skakania lewa,
Mnie prawa kręci, prawa jaja ma.
Rozbieg i skok, dziś mam wielkiego pecha,
Strąciłem znów, mój rywal zaśmiał się,
Moje zwycięstwo w siną dal ucieka,
A trener znów mi joby w złości śle.
Ze sławnych mistrzów ty przykład bierz,
Skok z prawej to jest na naturze gwałt.
Musisz to zmienić jak wygrać chcesz,
Lub jak ten kloszard kiedyś sięgniesz dna.
Prawa ma sznyt, a lewa mocno ściemnia,
Niech trener mój przestanie bzdury pleść.
Nogi mam dwie i po co je zamieniać,
Prawej na lewą zamienić nie da się.
Z trybuny śmiech zabrzmiał jak dzwon donośnie,
Animusz mój nie osłabł ni na cal.
Rozpędzam się i biorę dwa piętnaście,
I słyszę jak zwycięstwa trąbka gra.
Niech żre mnie trema, ja zniosę to,
Niech w oczach głupców wyglądam źle.
Ja tu na szczycie nadaję ton,
Nikt mnie nie zepchnie, ja nie poddaję się.
Żonka w domu w futrze niczym mors,
Świństewka knuje, robi mi na złość.
Gdy ja tam w górze za flopem flop,
Ona tu z innym idzie na dno.
Jadam dziś jabłka wprost z rajskiego drzewa
I wącham sławę jak tej róży kwiat.
Niech im tam służy do skakania lewa,
Ja prawą wolę, z prawej skaczę ja.
|