Był niedzielny piękny dzień, w takie dni dobrze jest świętować,
W niedzielę lenię się i nie chodzę kraść.
Słyszę gwizdek, ktoś mnie łapie za klapy bez słowa,
Recydywą mnie nazywa wredny cham.
„Towarzyszu, zmieńcie ton,
Ja nazywam się Siergiejew.
Recydywa? Boże broń.”
Łżę mu w oczy i się śmieję.
Był niedzielny piękny dzień, w niedzielę nie świętują gliny,
Im wykonać choćbyś pękł należy plan,
A za przekroczenie planu są nagrody jak maliny,
Recydywista dla nich to cenny skarb.
„Siadać” mówi chytry bies
I częstuje Białomorem.
„Tyś recydywistą jest,
Podpisz się pod protokołem.”
Był niedzielny piękny dzień, słońce iskrzyło jak słonecznik,
Naród z miasta hen nad wodę wyniósł się.
Przysypiałem i ziewałem jak magistracki urzędnik,
Choć major przyssał się do mnie jak ten kleszcz.
„Ile razy miałeś sąd,”
„Liczę, ale niezbyt biegle.”
„Recydywista i głąb,”
„Jam towarzyszu, Siergiejew.”
Był niedzielny piękny dzień, ja mokry byłem jak krynica,
Major w matematyce wśród gliniarzy wodził prym,
Coś dodawał, mnożył, skrzętnie dzielił i podliczał
I rzekł: „tyś sądzony dziesięć razy był.”
Po czym major podał mi
Do podpisu pismo tęgie.
Recydywa stało w nim,
I nazwisko me Sergiejew.
Był niedzielny piękny dzień, byłem zmęczony i pobity,
Lecz z jednego teraz bardzo jestem rad.
W siedmioletni plan łapania chuliganów i bandytów,
Wniosłem również swój radosny skromny wkład.
|