W knajpie „Sojuza czar”, brzęk kieliszków i gwar,
Rżnie kapela walca na całego.
Kapitan siedzi sam z siedemdziesiąt ma lat,
„Wolne”, pytam. „Siadajcie kolego”.
„Palisz” zagaja on i pcha paczkę pod nos,
Zapaliłem i chcę o coś spytać.
„Zanim doniosą ciut, pij do dna chłopcze mój,
Zdrowie twoje, zdrów będziesz jak ryba.
Zimna wódka i śledź, na ten gnój dobra rzecz,
Wódkę pijesz nie powiem, niczego.
A widziałeś ty czołg, erkaem albo schron,
Do ataku chodziłeś kolego.
Bój pod Kurskiem już trwał, gdy rzucili nas tam,
Byłem wtedy zaledwie sierżantem,
Czołgów tysiące trzy, ziemia w posadach drży,
Dział, haubic nie zliczysz palancie.”
On mnie rugał i pił i za gnuśność mnie lżył,
Tępo patrzył jak tragarz na pudło.
„Ja za ciebie ty psie narażałem tam się,
A ty życie chcesz przepić łachudro.
Mundur, szynel i broń i marsz biegiem na front,
A ty wódę tu chlasz z kapitanem.”
Siedziałem jak we śnie, jakbym miał w tyłku cierń,
Już myślałem że w zęby dostanę.
On pijany już był, a ja chciałem stąd wyjść,
Mówię doń i go kopię pod stołem:
„Kapitanie twa mać, też nie wiele żeś wart,
I już nigdy nie będziesz majorem”.
|