Stał stary dom opuszczony przez wszystkich,
Kiedyś Napoleon podziwiał go.
Ruiną straszył, ranami zabliźnił,
Szary i smutny, pełen czarnych myśli,
Ale wytrwale stał.
Zimno w nim, zimno w nim, zimno w nim aż strach.
Z zawiasów wyleciały drzwi frontowe,
Chłopcy powybijali okna w nim,
Spadły na dół sztukaterie złocone,
Jakieś licha w nim straszą zagubione,
Od piwnic aż po strych.
Gra w nim ktoś, czka w nim ktoś, łka w nim ktoś co noc.
Dzieciaki się swym rodzicom skarżyły
I obchodziły z daleka ten dom.
Ciecie z tej okolicy się zmówili,
W młoty, łopaty, łomy uzbroili
I weszli hurmem doń.
Gruby cieć, chudy cieć, łysy cieć, kto chciał.
Stanęli przy schodach zakłopotani,
Strwożyli się, nogi ugiął im strach.
A nuż Napoleona duch się tu czai,
A nuż na głowę cegłę ktoś im zwali,
Blady strach na nich padł.
Boją się, boją się, boja się aż strach.
Na koniec wydano rozporządzenie,
Ktoś buldożerem zajechał pod dom.
Ruszyły prace, dreszcz po ścianach przebiegł,
Runęły stropy, ściany, wprost na ziemię,
Jęk rozległ się w krąg.
Strasznie tu, strasznie tu, strasznie tu dziś jest.
Dzieci już nie boją się iść do szkoły,
Nie ma domu co dwa wieki tu stał.
Niedługo zgodnie z planem zabudowy,
Stanie tu gmach piętrowy, całkiem nowy,
Szkło, beton, marmur, stal.
Zdrowo tu, miło tu, pięknie tu ma być.
|