W rozterkach samotności,
W cieniu dostojnych drzew,
Pod okiem opatrzności,
Kwitł sobie róży krzew.
Matka ciągle z gachami,
Ojciec porzucił je.
A klon swymi listkami,
Różę ocieniał, strzegł.
Wysoko, czy też nisko
Klon nad jej głową rósł.
Róża - gimnazjalistka,
Nuciła mu do snu.
Narcyz - kwiat wyszukany-
Ojcem jego był graf.
Róże uwodził, mamił,
Każdą jak swoją brał.
Nienaganne maniery,
Nie prostak, ani cham.
Matka - z najwyższej sfery,
Ojciec na włościach pan.
Cyniczny jak artysta,
Mamił zapachem swym.
Róża gimnazjalistka
Straciła głowę w mig.
Wyfiokowany goguś,
Lowelas, zjadacz serc.
Rzekł do niej: „Ogród opuść” -
I rękę podał jej.
Lico Róży spłonęło,
Już kipi młoda krew.
I mówiąc: „Ach - jak miło.”
Zebrała rzeczy swe.
Wszystkimi jej płatkami
Zawładnął łajdak ten.
Nie było obok matki,
Klon tylko uniósł brew.
Róża pragnęła szczęścia,
Jak każdy młody kwiat,
A obok sechł z miłości
Przystojny, dumny Mak.
Z czasem płatki opadły,
Pozostał tylko ból.
I kolce posiwiały,
I Róży nie ma już.
Mak z rozpaczy zapłakał,
Żałobny przybrał strój.
Klon za nią tęsknie szumiał,
Gdy z wiosną rozkwitł znów.
|