W przytulnym mieszkanku moskiewskim
Żył sobie szczęśliwie bez trosk.
Rodzice z uporem twierdzili,
Że jest on geniuszem, ot co.
Mówić się nauczył dość wcześnie,
Jak inni młodzieńcy on rósł.
Ciut, ciut i byłby zapewne
Gierojem wielbionym przez lud.
Był jasny jak strona w ankiecie,
Gdzie indziej on teraz już jest.
Jak cowboy on wskoczył w rakietę
Choć jeździec zeń lichy psia krew.
Dla niego to nie jest pierwszyzna,
W obłokach on błądził nie raz.
Żal wielki że tą że rakietą
Kierować on będzie wśród gwiazd.
|