Ból rozrywał mi pierś,
Para biła mi z ust,
Obłokami nade mną krążyła.
Skrzypiał pod butem śnieg,
Ciało przeszywał mróz,
Biel mi oczy iskrami raniła.
Rozdzwoniła się myśl, która z pieśni tęskliwej się rodzi:
Jak to jamszczik bez sił w stepie głuchym po pas w śniegu brnął.
Jak to usiadł i zległ, i jak słońce zmroziło mu oczy.
Nikt mu nie rzekł, rusz się, nie śpij bracie, bo zmarzniesz na kość.
Moja Ruś w zaspach śpi,
Skryta po czubki drzew.
Czołgam się, w śniegu brnę z twarzą siną.
Boże dopomóż mi,
W zamieć w opiece miej,
Nie daj w śniegach mi zasnąć i zginąć.
Jamszczik cudakiem był, złamał knut, gdy zasłabnął w pół drogi.
Modły do boga słał, oszalały, sam jeden, jak wilk.
Gdyby on konie bił, mógłby rozgrzać się, wzmocnić i ożyć.
Zamarzł bo dobrym był, biednych koni żal było mu bić.
Widzę odbicie swe,
Tu w przerębli jak w szkle.
W zimne kleszcze mnie wzięła myśl śmiała.
Skończę tu życie swe.
Nie chcę żyć jak ten pies.
Kim ja jestem? Przerębel została.
Zamieć jęczy, wiatr dmie, kto wytrzyma tak siarczyste mrozy.
W odmęt, w przerębel by śmiało skoczyć i przerwać tę nić.
Para bije mi z ust, dusza z piersi się pragnie wydobyć.
Wyjdzie cała z tej gry, chrącie ją, jeśli nie, niech tu śpi.
Krąży, wiruje śnieg,
Nad mym krajem jak sęp,
Bieli się i do picia zaprasza.
Jamszczik pije za trzech,
Smaga konie bo wie,
Trzeźwy jamszczik na mrozie zamarza.
|