Czas poczęcia nie bardzo pamiętam,
mam w tym względzie w pamięci luk sporo,
wiem, że nocą mnie czarną poczęto
i przyszedłem na świat w samą porę.
Pierwszy wyrok był lekki i gładki:
równe dziewięć . Miesięcy nic lat,
odsiedziałem więc go w łonie matki
i wyszedłem na biały, na świat.
Dziękuję Świętym Pańskim, że
plunęli i dmuchnęli wraz,
by rodziciele moi mnie
poczęli właśnie w tamten czas,
w ten czas pogodny, cichy tak,
dziś prawie legendarny, gdy
wyroki wieloletnie w świat
długimi etapami szły,
a brano ich w poczęcia czas
i wcześniej często brano ich.
lecz przecież żyje, jest wśród nas
kompania równych kumpli mych...
Dalej niechaj myśl w słowo się zmienia:
jam na wolność, raczkując niezgrabnie,
pierwszy raz wyszedł w myśl zarządzenia
z trzydziestego ósmego dokładnie.
Żebym wiedział czyj pomysł mnie drański
tak przetrzymał - w łeb radbym go bić,
ale w końcu na Pierwszej Mieszczańskiej
świat ujrzałem by przeżyć i żyć!
Mej izby ściankę w oczach mam,
ścianeczkę cienką, że aż strach,
sąsiedzi się z wódeczką tam
po całych zabawiał i dniach,
i równał wszystkich w tamte dni
korytarzowy system nasz,
trzydzieści osiem było izb
i na to wszystko jeden sracz,
nic grzała kurtka, ani gaz,
przenikał mróz na wskroś, do łez,
tam zrozumiałem pierwszy raz
po czemu kopiejeczka jest.
Matka jęła brać przykład z sąsiadek,
kpiła sobie z lotniczych alarmów,
kpiłem z nią, wyrośnięty trzylatek,
w stary dzban nabierając piach czarny.
Ot, nie wszystko co z nieba od Boga -
mówił człowiek i nie bał się bomb.
nie raz dzban mój i dłoń dopomogła
ludziom, którzy gasili swój dom.
Świeciło słonko z góry na
sąsiadów, co lubili mnie:
Jewdokima Kiryłycza
i Gisię Mcisicjewnę
ona Żydówka, pyta: jak?
Mów, co o synach swoich wiesz?
Przepadli Giśka, wieści brak,
a ciebie ukrzywdzili też.
Bo synów twych z więziennych bram
nim puszczą - zruszczą w parę lat,
bez winy twoi siedzą tam,
a mych bez wieści ukrył świat...
Porzuciłem pieluchy i smoczek
i na świat spoglądałem zdumiony,
przezywali mnie tam «niedonosek»,
chociaż byłem jak tarza donoszony.
Rwałem papier, co szyby maskował
jeńców pędzą więc o co ten krzyk?
Wracać jęli do domów ojcowie,
ci do swoich, a ci nie do swych.
Już cioci a Zina bluzkę ma
w japoński malowaną wzór,
a ojciec Wowki rzucił na
podłogę cały fantów wór,
Z Japonii to! A z Niemiec ćmo!
Zdobyczne wszystko, w t o nam graj,
kraj pełnych wal z nastał w krąg,
bajeczny, cytrusowy kraj,
na stacji ojciec mi do rąk
pagony do zabaw y dał,
z ewakuacji biegiem w krąg,
cywilów tłum do domu gnał.
Rozejrzeli się, rozkrochmalili,
wódkę pili, trzeźwieli, płakali,
a najbardziej ci, co doczekali
razem z tymi co nie doczekali.
Ojciec Witka rył metro co rano,
gdy go pytał ktoś - Po co? aż bladł,
korytarze - rzekł - kończą się ścianą,
a tunele wychodzą na świat.
A Witek mądrych ojca rad
nic słuchał tylko śmiał się w głos,
dlatego z domowego wpadł
w więzienny korytarzyk wprost,
do końca przewędrował go
i jeśli ciut się na tym znam,
spryt lisi mu nie pomógł, bo
pod ścianką także skończył tam,
ojcowie mieli rozum swój,
a co się tyczy nas, no cóż,
myślenie nasze miało krój
zupełnie samodzielny już.
Handlowało się w krąg czym się dało
w tamte czasy dalekie i znojne,
w suterenach, piwnicach dzień cały
małe dzieci bawiły się w wojnę.
I niejeden się trząsł jak osika,
a kto śmiałek, miał gorzej niż tchórz,
Ale zawsz e się znalaz ł ryzykant,
który pilnik przerobił na nóż.
Nóż taki widział sporo płuc
od nikotyny czarnych aż,
gdy serce się przestaje tłuc
i bladość przyozdabia twarz,
trójbarwny trzonek miał ów nóż,
szczęśliwy, kto go w dłoni czuł,
niemieccy jeńcy to go już
dawali nam za chleba pół,
aż grać przesłali w fanty czy
w pikuty, w «siała baba mak»
i poszli precz romantycy
z podwórek na złodziejski szlak.
Były czasy i były piwnice,
Cyny rosły, a potem spadały,
wytyczano jak trzeba ulice
i gdzie trzeba wpadały kanały.
Dzieci byłych żołnierzy połączył
los jednaki i prosty jak drut:
gdy korytarz się ścianą nie kończył,
wiódł, gdzie wieczna zmarzlina i lód.
|