Tu nie to, co w dole, tu klimat jak czort,
tu, jedna za drugą, lawiny się rwą,
na głowę spadają kamienie, kamienie i śnieg.
I można ominąć, po drogach się snuć,
lecz my nie szukamy łatwych dróg,
bo nam - jak na wojnie - nikomu kłaniać się chce!
Kto nie co grań, ryzyko i błąd,
kto nie próbował iść pod prąd,
choćby i nawet w dolinach sięgał do gwiazd,
to nie napotka, chociażby pękł,
przez całe życie szczęśliwe swe,
dziesiątej części piękna tego co tam!
Choć nie ma róż, żałobnych pień,
niemarmurowy daje cień
ten kamień, który wieczny spoczynek ci da,
lecz tutaj ogień płonie co dnia,
szmaragdy błyszczą w lody łzach
i płacze grań, ta niepokonana grań.
Niech zatem mówią..., niech mówią - cóż?! -
nie, nikt na próżno nie ginie tu!
To lepsze niźli z przepicia, albo i stryk!
Następni przyjdą - będzie tak! -
zamienią spokój na trud i grań,
i przejdą szlak, choć nie przeszedłeś go ty.
Pionowe ściany, no, nie gap się!
I losu nie przeklinaj też,
bo zawieźć może kamień, skała i lód,
lecz wbity hak, i siła rąk,
i dłoń tamtego, który się wspiął.
I żeby nie zawiodła lina się módl.
Rąbiemy stopnie. Ni kroku w tył!
Drżą naprężone liny żył
i serce gotowe po grani, po grani gnać.
Szczęście i radość, śmiech i łzy...
i tylko trochę zazdrościsz tym,
tym, którzy jeszcze przed sobą mają tę grań!
|