Już spuścili ogary ze smyczy
Cały las cuchnie zdrady zapachem
Echo niesie psów skowyt i komendę myśliwych
Która brzmi: trzeba dorżnąć watahę
Nie czujemy już bólu ni strachu
Nie na strach w chwilach próby jest pora
I choć kryje nas las przed wrogimi oczami
Nie będziemy się chronić po norach
Znowu chcą nam wytyczyć granicę
Zamknąć świat czerwonymi szmatami
W krwi potopić szczenięta, albo duszę nam spętać
Mocniejszymi od śmierci więzami
My prawnuki trójłapych basiorów
Których kości po lasach bieleją
Choć giniemy w obławach i nie dla nas są prawa
Wciąż jesteśmy dla świata nadzieją
Więc pędzimy przez leśne ostępy
Dzikie, dumne, zrodzone o brzasku
I jak nasi przodkowie, kiedy chwytał ich człowiek
Wyrywamy swe łapy z potrzasków
Znowu chcą nam wytyczyć granicę
Zamknąć świat czerwonymi szmatami
W krwi potopić szczenięta, albo duszę nam spętać
Mocniejszymi od śmierci więzami
Będą tropić nas wilki skundlone
I za naszych podawać się braci
Lecz kto wybrał obrożę ten żyć z nami nie może
Bo za wolność krwią trzeba zapłacić
I nie zasną spokojnie myśliwi
W budach będą drżeć dusze sobacze
Gdy zmierzwionej cień sierści dech zatrzyma im w piersi
Gdy usłyszą nasz skowyt nad lasem
Znowu chcą nam wytyczyć granicę
Zamknąć świat czerwonymi szmatami
W krwi potopić szczenięta, albo duszę nam spętać
Mocniejszymi od śmierci więzami
|