Skądże we śnie taki blask Pytam schrypłym głosem „Pomalutku, jeszcze czas, Rankiem wszystko zniosę”. Ale ranek, jego mać Jakoś mnie nie cieszy Palić fajki, wódę chlać, Albo z kimś nagrzeszyć. Ech, raz, jeszcze raz, Jeszcze mnoga mnoga raz. Ech, raz, jeszcze raz, Albo z kimś nagrzeszyć. W knajpie zaduch, brudny stół Pod białym obrusem Tutaj błazen jest jak król No, a ja się duszę W mrocznej cerkwi wita mnie Ostra woń kadzidła Nie, i w cerkwi też mi źle Ona też mi zbrzydła Rwę do przodu ścieżką swą Byle bliżej szczytu A na szczycie stoi klon Klon na tle błękitu Piąć się w górę niczym bluszcz Do samego nieba Może uda się - a nuż Będzie tak jak trzeba Ech, raz, jeszcze raz, Jeszcze mnoga mnoga raz. Ech, raz, jeszcze raz, Albo z kimś nagrzeszyć. Bystra rzeka niesie mnie W mroczną biel - bez Boga Cóż tej drodze nada cel? I po co ta droga? Licho mieszka pośród kniej A za czarnym borem Tam, na końcu drogi tej Czeka kat z toporem Tańcz koniku, trawę skub Na leśnej polanie Od narodzin aż po grób Wszystko przerąbane Furda cerkiew, furda szynk Skąd tu brać nadzieję Nie tak przecież miało być Nie tak, przyjaciele. Ech, raz, jeszcze raz, Jeszcze mnoga mnoga raz. Ech, raz, jeszcze raz, Albo z kimś nagrzeszyć.
© Antoni Muracki. Tłumaczenie, ?
© Antoni Muracki. Wykonanie, 2016