Wybucham tak jak trzysta ton trotylu
I wściekłość ciska mną dziś z kąta w kąt,
Bo Muza u mnie była ... Krótką chwilę.
Przyszła, spojrzała i odeszła stąd.
Bezstronny świadek Muzie rację przyzna.
Cham tylko wyzwie ją od zdzir i szmat.
Pomyślcie sami: Muza... noc... mężczyzna...
Dość, żeby na języki wziął ją świat!
Moja samotność jest jak dół głęboka,
Bo Muza! Muza! Była u mnie dziś.
Siedziała godzinami. Lecz u Błoka.
A od Balmonta wprost nie chciała wyjść!
Dopadam stołu. Przystawiłem krzesło,
Stan uniesienia nie mógł długo trwać.
Widać natchnienie - razem z Muzą pierzchło.
Jeszcze musiałem jej na tramwaj dać...
Jak w klatce zwierz szamoczę się po domu.
Bóg z nią! Z tą Muzą! przebaczyłem już.
Z pewnością teraz szepce wiersze komuś,
Kto lepiej umie wkraść się w łaski muz.
Mijają dni jak w przejściu tłum przechodni
I od ziewania bolą kości szczęk.
Choć wyszła po angielsku - prezent od niej -
To wersy dwa, złączone w jeden dźwięk.
Genialna fraza. Wieńce pleść z wawrzynu
Na moje skronie już najwyższy czas...
PAMIĘTAM - O, cholera! To z Puszkina -
CUDOWNĄ CHWILĘ, GDYM CIĘ UJRZAŁ PIERWSZY RAZ.
|