Wybucham tak jak trzysta ton trotylu I wściekłość ciska mną dziś z kąta w kąt, Bo Muza u mnie była ... Krótką chwilę. Przyszła, spojrzała i odeszła stąd. Bezstronny świadek Muzie rację przyzna. Cham tylko wyzwie ją od zdzir i szmat. Pomyślcie sami: Muza... noc... mężczyzna... Dość, żeby na języki wziął ją świat! Moja samotność jest jak dół głęboka, Bo Muza! Muza! Była u mnie dziś. Siedziała godzinami. Lecz u Błoka. A od Balmonta wprost nie chciała wyjść! Dopadam stołu. Przystawiłem krzesło, Stan uniesienia nie mógł długo trwać. Widać natchnienie - razem z Muzą pierzchło. Jeszcze musiałem jej na tramwaj dać... Jak w klatce zwierz szamoczę się po domu. Bóg z nią! Z tą Muzą! przebaczyłem już. Z pewnością teraz szepce wiersze komuś, Kto lepiej umie wkraść się w łaski muz.         Mijają dni jak w przejściu tłum przechodni I od ziewania bolą kości szczęk. Choć wyszła po angielsku - prezent od niej - To wersy dwa, złączone w jeden dźwięk. Genialna fraza. Wieńce pleść z wawrzynu Na moje skronie już najwyższy czas... PAMIĘTAM - O, cholera! To z Puszkina - CUDOWNĄ CHWILĘ, GDYM CIĘ UJRZAŁ PIERWSZY RAZ.        
© Ryszard Marek Groński. Tłumaczenie, 1981