Oto i on, oto i on!
Przez wieczny mrok i wieczne zło
z wezwaniem na straszliwy sąd
zszedł między nas - nie wiemy kto.
Może to on,
może to on,
umarły mąż
nieszczęsnych żon,
rozdawca kar
i rachmistrz win,
ludzkości mar–
notrawny syn!
Oto i on, oto i on,
nieznany gość z nieznanych stron,
jak w lipcu śnieg, jak z nieba grom,
orkiestra tusz! Oto i on!
Może to zbieg?
Może to Bóg?
Może to szpieg?
A może wróg?
Jaki mu los
wyznaczył czas
i zesłał wprost
pomiędzy nas?
Oto i on, oto i on!
Spytałem go, jaki mu cud
pozwolił przejść nicości krąg
i jaki cel przyświeca mu?
Odrzekł mi gość:
"Ten świat to dno.
miałem już dość,
rzuciłem go,
w ciszę i śmierć
pragnąłem wejść,
lecz żeby wejść,
szmal trzeba mieć.
i cały czas
pilnują bram,
resztę już znasz
chcesz, spróbuj sam.
A więc to tak, a więc to tak!
W wędrówce swej dotarł na skraj,
lecz piekło mu nie poszło w smak
i wybrał znów nasz grzeszny raj,
zobaczył dno,
podniósł się z dna,
a Judasz go
ograł do cna,
w sześćdziesiąt sześć,
w trzydzieści trzy
sława i cześć!
Kwiaty i łzy!
On był wśród gwiazd
i w piekle był,
ale na czas
cofnął się w tył!
A więc to tak! A więc to tak!
Orkiestra tusz! Orkiestra marsz!
McKinley - Bóg! McKinley - mag!
Zbawiciel nasz i Mesjasz nasz!
Przyjmijmy go -
człowiekiem jest,
zabić się - to
bez sensu gest,
pochopny czyn,
i nie wart nic,
do diabła z tym -
kochamy żyć!
A więc to tak, a więc to tak,
już pieje kur, nadchodzi czas,
McKinley Bóg, McKinley mag,
jest pośród nas, jest pośród nas!
Osądził, że
wieczność to chłam
i zjawił się
przewodzić nam!
To zbawca nasz,
on wszystko wie,
na nic mu hasz
i LSD,
samotny zbieg
z okrutnej gry,
i jak my,
taki jak my...
Oto i on, oto i on!
|