Mój czarny człowiek w szarym garniturze,
nomenklaturze, biurze i w cenzurze...
Złowrogi clown w coraz to innych maskach,
uderzał celnie, mocno i znienacka.
Jakże mi skrzydła podcinali chętnie,
bolało tak, że czasem chciałem wyć,
bezsilnym gniewem dławiąc się i wstrętem
szeptałem tylko: trzymaj się, to nic..."
Myślałem sobie: "To się da przeczekać,
może odmieni się za jakiś czas",
i przyrzekałem w ważnych gabinetach,
że ja już nigdy, że ostatni raz...
A wokół mnie wzbierały jadem głosy:
"Na Zachód jeździ taki, kiedy chce!
Najwyższy czas wypędzić toto z Rosji!"
Nie wypędzili... Czemu? Czort ich wie.
Na ręce mi patrzyli i liczyli:
dacza, samochód - żyje jak ten król!
Zazdrości ktoś? To oddam w każdej chwili
trzypokojowy apartament mój!
A przyjaciele, twórcy zapoznani,
ciut pobłażliwie w górę wznosząc brew,
cedzili zwolna: - W wierszu, mój kochany,
trzeba unikać rymów "krew" i "gniew".
Wreszcie przelała się goryczy czasza
i śmierć mnie w serce uderzyła wprost.
chciała już wcześniej, tylko ją odstraszał
zadyszany i ochrypły głos.
Przed Stwórcą stanę z podniesionym czołem,
do ukrywania nie mam nic a nic,
dobrze czy źle, ale swój wóz ciągnąłem
i żyłem tak, jak się powinno żyć.
Rozróżniam też, co święte, a co podłe -
przynajmniej w to mnie wyposażył Bóg,
i jedną mam, lecz za to prostą drogę,
i nie chcę szukać żadnych innych dróg.
|