Nasze spotkanie, co tu dużo kryć,
to było coś, jak żywiołowa klęska,
ale zaczęliśmy ze sobą żyć,
bez oglądania się na skutki i następstwa.
Twoim znajomkom kazałem iść wont,
dałem, co miałem, wyciągnąłem z błota,
choć się za tobą ciągnął długi rząd,
długachny rząd romansów twych przelotnych.
Potem waliłem typów jakichś w pysk,
dosyć paskudne miałaś towarzystwo,
chociaż, nie przeczę, mogło być wśród nich
paru facetów fajnych mimo wszystko.
Palcem cię nie tknę, gdy się zjawisz znów
zdradę wybaczę, tylko przestań kręcić,
zechcesz, Łużniki rzucę ci do stóp,
lub dam w prezencie cały Teatr Wielki!
Teraz się wszystko zacznie jeszcze raz,
kołowrót spotkań i nocy intymnych,
a ja się boję - ciebie, siebie, nas -
jak Japończycy nowej Hiroszimy.
|