Koniec lasu, zmiana widoków, coraz więcej domów i bloków, cień za cieniem wystrzela z boku, przeskakuję miękko samochód. Autostrada i miasto w tle: Pany, zdrawstwujtie! Pani, zdrawstwujtie! I ci, którzy życzą nam źle wszyscy zdrawstwujtie, wszyscy zdrawstwujtie? Chyląc głowę w pokłonie, jadę przez Warszawę, polską Warszawę. Czuję, wierzę i śnię na jawie, że w Warszawie jestem, w Warszawie... Oto ona odbudowana, i ta sama, i nie ta sama, przez szaleńców z ziemią zrównana, niezrównana, nieporównana! Inne kraje i obyczaje strzałki, ronda, światła, tramwaje przed staruszką pokornie staję, chcę zapytać, jak jechać dalej. Dukam polskie zdanie pytanie, a staruszka: "Prosto, kochani!". Potem drepcząc przez skrzyżowanie powtórzyła: "Prosto, kochani!". Pańskiej, hardej Rzeczpospolitej, Polsce twardej i Polsce sprytnej, od zachodu i wschodu bitej, lecz zadziornej i niespożytej i Warszawie, bliskiej od dawna, tak skrzywdzonej podczas Powstania, legendarnej, pięknej jak panna do swidanja wam, do swidanja!
© Michał B. Jagiełło. Tłumaczenie, 1988