Ledwie cześć prawdy moj wyjawi wiersz.
Całej nie mogą - reszta jest milczeniem:
Poczegu memu towarzyszył dreszcz
Nocy poślubnej i zmysłów wzburzenie
Dobrze wiedziałem, że im wyższy stan.
Tym większa pycha oraz okrucieństwo.
Ja, synem króla będąc, szedłem tam,
Gdzie czekał tron, korona i królestwo.
Byłem następcą, byłem księciem krwi
Z przywilejami, które Bóg stanowi:
Miałem przyjaciół - i służyli mi
Jak ich ojcowie Danii i królowi.
Przywykłem rzucać słowa swe na wiatr,
Wygłaszać sądy płoche i niebaczne.
A spośród dworżan każdy rad nie rad
Przyszłemu władcy musiał przyznać rację.
Z bandą hulaków przebiegałem gród.
Dania cierpiała na nas jak na ospę,
Żyłem, niesyty przygód, zwad i burd,
I ostrogami dźgałem boki końskie.
Wiedziałem jednak, że udziałem mym
Jest miejsce ojca zająć w Elsynorze;
Więc choć wolałem bitew zgiełk i dym.
Znosić musiałem cichy szelest książek
W krzywym uśmiechu samych tylko ust
Jmiałem skrywać niecheć, gniew i gorycz -
Wszak błazen uczył mnie... Nie żyje już.
Wieczne odpoczywanie. Amen. Biedny Yorrick!
Nagle obrzydła mi ze szczętem sieć
Dworskich rozgrywek, intryg, łask i zasług -
Wzruszyła mnie młodego pazia śmierć.
Zamiast polować, kryłem się wśro'd lasów.
Miłośnik łowów - łowów miałem dość,
Nie chciałem tropić, szczuć, zabijać, strzelać -
Gdy w kniei z bólu ryczał ranny łoś,
Smagałem pejczem jego krzywdziciela.
Widzrałem pustkę zabaw tych i chłód,
Życia jałowość pod lichą pozłotą
I nocą w toni kryształowych wod
Zmywałem z siebie dnia obmierzłe błoto.
Mądrzałem więc. głupiejąc z każdym dniem.
Nie podobali mi się ludzie ani czasy,
I przygnębiony wszechobecnym złem
Uciekłem w księgi, tak jak przedtem w lasy.
Miarę istnienia i materii kształt
Z ksiąg próbowałem wyczytać uparcie.
Lecż czyz pożytek można wynieść z nauk,
Gdy wszyscy wokół mają je w pogardzie?
Przepadły gdzieś przyjaźnie z dawnych dni,
Zostałem sam - i sam na sam ze światem,
W umyśle mym "to be or not to be".
Nierozwiązalnym było dylematem.
Daremny trud - choć rzeczą ludzką jest
Przez sito myśli bezustannie cedzić
Pytania tego pompatyczną treść
W poszukiwaniu mglistej odpowiedzi.
Słysząc zew przodków nie wahałem się
Swej powinności spełnić względem rodu;
Brzemię przemyśleń uskrzydlało mnie,
A skrzydła uczuć wlokły w ciemność grobu.
Lecz bieg wydarzeń kazał złączyć mi
W niespójną jedność ciało, myśl i duszę -
Jak inni, krew przelałem. I dług krwi
Spłaciłem, rozprawiając się z Klaudiuszem.
Upadkiem stał sią mój przedśmiertny wzlot.
Ofelio! Byłem ponad marność świata,
Ale zabiłem. Łotra zabił - łotr.
Zostałem katem, uśmiercąjac kata.
Ja, ksiąźe Hamlet, odrzucałem gwałt.
Nie chciałem władzy, nie pragnąłem tronu;
Inni myśleli, żem do włedzy parł;
Rywali swych mordując bez pardonu.
W chwili narodzin śmierć wyznacza zgon,
Myśli geniusza w porę nikt nie chwyta,
I wciąź odpowiedź zadajemy złą
Nie udzieląjac na nią trafnych pytań.
|