Rozeszły się dziś słuchy po brygadzie
o szykowanym balu-maskaradzie,
maski rozdali nam do rąk -
mysz, królik, alkoholik, słoń -
do ZOO przyjść kazali w pełnym składzie.
"To co, wyjściowe muszę włożyć gacie -
pytam się żony - i łazić w krawacie?"
A ona: "Portki prasuj w kant,
masz elegancją błyszczeć tam,
a jeśli nie, to nawet nie chcę znać cię!
Ja suknię pożyczyłam już od Nadii,
będę wyglądać jak Marina Vlady,
mam zamiar bawić się i śmiać,
a jeśli znowu pójdziesz chlać,
mój brat przyjdzie cię sprać i nie ma rady!"
Żona mi często taki tekst do uszu kładzie -
bal udał się nad podziw w każdym razie,
kaowiec Kolka mi na bal
maskę alkoholika dał -
o jedenastej byłem już na niezłym gazie.
Rozglądam się i z przerażenia blady
widzę dwie żony, dwie Mariny Vlady,
o rany, co jest? Ta i ta
mordę hipopotama ma -
i jeszcze mnie całują te szkarady!
A rano premię dali mi w brygadzie
za tak aktywny udział w maskaradzie -
bo w zoo pomyliłem drzwi,
wskoczyłem do basenu i
w hipopotamim balowałem stadzie.
|