Los tym razem przegiął pałę,
Z głodu czuję w brzuchu ścisk;
Na trawlerze pracowałem,
Lecz kapitan za gorzałę
Wylał mnie na zbity pysk!
Więc jak menel sobie łażę,
Bezpartyjny i nie Żyd,
Śpię na schodach i w garażach,
Bo to w końcu żaden wstyd.
Jeśli któryś z was mądrzejszy,
To niech tak pożyje sam,
Forsy nie mam - u mnie pierwszy,
Kiedy kumple wrócą z rejsu
I postawią parę gram:
Czasem wsuną w łapę rubla -
Jeden rubel to jest śmieć,
Drą się portki i koszula -
Chyba sam się zacznę drzeć!
Pan Bóg jednak pomóc raczył,
Pomoc warta paru świec,
Gdy zobaczył, jak rozpaczam,
Szepnął: - Synu, jedź nad Waczę,
Teraz sezon, to i jedź!
Krótko mówiąc, o tej Waczy
Jeden koleś cynk mi dał -
Sam nad Waczę jechał z płaczem,
A jak wracał, to się śmiał!
Wacza to jest rzeczka bystra
W głębinie syberyjskich rud,
Wacza to bezpieczna przystań,
Z niej co miesiąc i na czysto,
Wypłukują złota pud,
Zwerbowałem się nad Waczę -
Żadnych rozrób, żadnych drak,
Tam, nad Waczą się zobaczy
Gdzie, za ile, co i jak!
Złoto to coś dla bogaczy,
Niepotrzebne ono mi,
Grunt, że za robotę płacą,
A tyrałem nad tą Waczą
Ponad sto roboczodni:
Podliczyli, potrącili
Za jedzenie i te de,
Pięć patyków wypłacili -
Jednym słowem, nie jest źle!
Upychałem szmal w kieszenie,
Z takim szmalem da się żyć!
Teraz klimat sobie zmienię,
Będę w Soczi jeść pielmienie
I litrami wino pić!
Temu, co mi nadał Waczę,
Poślę cytryn parę ton -
Jechałem nad Waczę płaczem,
Teraz śmieję się jak on!
Z konduktorem pogadałem,
Biegiem przyniósł flachy trzy,
Jak wypiłem - oniemiałem:
Laska wsiadła do przedziału
I usiadła vis a vis -
Tyłek krzepki jak u klaczy,
Znaczy, dla mnie akurat,
Jechałem nad Waczę płaczem,
Dzisiaj mój jest cały świat!
Najpierw się poflirtowało,
Mowa-trawa i bon ton,
Wala forsę oglądała,
Po przedziale rozrzucała -
I zniknęła razem z nią!
Co tam Wala, nic nie znaczy,
Widać, taki już mój los -
Jechałem nad Waczę płaczem,
Teraz śmieję się na głos!
Podróż szybko się skończyła,
Znowu morze, psia go mać,
Forsa była i się zmyła,
A konduktor krzywi ryło
I na kredyt nie chce dać -
Resztki rubli w Soczi tracę
Na depeszę: -„”Forsy brak.
Wacza. Daj zaliczkę. Wracam.
Odpracuję tak czy siak”.
Choćbym walił łbem o ściany,
Nie wymyślę nic a nic:
Znów pod kaloryferami,
Śpię z innymi menelami,
Znowu nie mam za co żyć!
Na pielmienie chciwie patrzę,
Też bym przełknął jakiś kęs...
Znów nad Waczę jadę z płaczem,
Z siebie śmieję się do łez!
|