Smugą białej piany
znacząc oceany,
od portu do portu przemierzały świat,
huraganem gnane,
sztormem wysmagane
dwie dumne jednostki, piękne statki dwa.
Ona - śnieżnobiała,
smukła i wspaniała,
zachwycała swoim widokiem,
on - oceaniczny,
arystokratyczny,
czarne burty nosił jak smoking.
I gdybyż kiedyś przeszło mu przez myśl,
jak bardzo pragnie paść w jego ramiona,
jak bardzo chce z nim burta w burtę iść
fregata zakochana i stęskniona!
Pływa nieszczęśliwa,
miłość swą ukrywa,
tylko mewom zwierza się z marzeń,
że w cichej przystani
obok niego stanie
i na zawsz e będą już razem.
Ach, gdybyż się domyślił dumny lord,
jak goni go fregata zrozpaczona,
jak szuka portu, gdzie zawijał on,
i płacze, znów o jeden dzień spóźniona!
Wiecznie żyć nie można,
burty żre korozja,
spustoszenia czyni słony morski wiatr,
rdzewie ją maszyny
w krwawych plamach minii,
na smokingu czarnym coraz wiecei łat...
Wśród morskiego złomu
stoi opuszczony
i wspomina przeszł ość swą świetną,
w bezsilnej rozpaczy
czeka na spawaczy,
c o stalowe serce mu przetną.
Lecz oto ona błyska bielą burt -
znalazła go, i wiernie staje obok,
do jego dziobu swój przytula dziób,
i cumy ich splatają się ze sobą...
|